Autor:

Jednym z trudniejszych doświadczeń związanych z rodzicielstwem jest potrzeba wyzbycia się perfekcjonizmu. Dziecko nie jest idealne. Jego zachowania nie są idealne. Nasze działania względem tego małego człowieka często są dalekie od ideału.

Planujesz, że zabierzesz swój skarb do parku. Jest piękna, złota jesień. „Ach! Wezmę aparat, zrobię wspaniałe zdjęcia! Będzie miał szkrab pamiątkę”.

„Idziemy na spacer?” - pytasz i słyszysz głośne „NIE!”. „Auta!”
Tłumaczysz, zachęcasz i nic…
O nie! No przecież Twój plan jest lepszy niż kolejna godzina zabawy autami w domu! Da się przecież ubrać dziecko na siłę. I ubierasz, ale to droga przez mękę. Bierzesz aparat, chusteczki, jakieś chrupki, coś do picia i całą górę innych potrzebnych (lub nie) przedmiotów. Patrzysz na dziecko ubrane w piękne, idealne na sesję ciuszki, a jego usta coraz bardziej przypominają podkowę. W końcu z oczu ciekną wielkie łzy i słychać krzyk... Rezygnujesz ze swoich planów, nie będzie zdjęć w liściach, w pięknym słońcu, nie będzie karmienia wiewiórek. Oj, nie! Będą auta!

Tak naprawdę przy dziecku nie ma planu. Gdy ja to odkryłam, byłam przerażona. Jednak po czasie zrozumiałam, że nie warto się dusić schematami, stereotypami, wymaganiami ze strony ludzi wokół. I nauczył mnie tego syn.

Gdy dziecko jest małe, stresuje nas to, że się pobrudziło, zraniło, ma guza i co pomyślą ludzie idący obok chodnikiem. Dziecko płacze – co za matka, która nie umie go uspokoić. Karmisz dziecko butelką – źle. Karmisz piersią – fuj, schowaj się.

Wizerunek „matki polki” i wymagania względem mam są tak ogromne, że można skończyć z chorobą psychiczną. Sama pamiętam, jak zastanawiałam się, czy ważniejsze jest, czy mam w domu porządek, czy to, żeby bawić się z dzieckiem. Teraz wiem, że goście to nie „perfekcyjna pani domu” i większość zrozumie, a czasu z dzieckiem, zabawy i możliwości przytulania nie zwróci nam nikt.

Każdy poprzedni artykuł pisałam, chcąc uczulić rodzica na potrzeby dziecka. Ten jest po to, by rodziców wesprzeć w byciu rodzicem. Sama takiego wsparcia potrzebowałam i wtedy od przyjaciółki otrzymałam dwie cudowne książki: „Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego” Joanny Woźniczko-Czeczott oraz „Krysia. Mała książka wielkich spraw” Michaliny Grzesiak.

Dla początkujących mam i tatusiów pierwsza z wymienionych książek będzie pocieszeniem, stanie się przyjacielem, który naprawdę rozumie i wspiera. To wyciskacz łez, motywator i komedia w jednym. Książka napisana jest prostym językiem, ale jest tak prawdziwa i zabawna, że czyta się ją jednym tchem. Autorka niszczy mit macierzyństwa idyllicznego, pełnego nieustannej radości, słodkich, maleńkich stópek i rączek i samospełnienia. Pokazuje prawdę bez owijania w bawełnę, dając nam poczucie, że nie jesteśmy sami z naszymi myślami i potrzebami.

Książka Michaliny Grzesiak to zbiór wzruszających, często zabawnych, dających do myślenia opowiadań dotyczących życia dzieci autorki. „Krysia” pokazuje nam, że warto zachować w sobie odrobinę dziecka, jak doceniać niewielkie cudowności dnia codziennego i przestać się zamartwiać tak wieloma niewartymi tego sprawami. Książka przypomina nam, by myśleć prościej, uważnie słuchać i dostrzegać to, co jako dorośli przestaliśmy zauważać.
Autorka tak pisze o dzieciach:

„Stań nad łóżkiem, zakręć karuzelą kolorowych stworów, spójrz na dziecko swoje, śpiące, niemyślące, wolne i powtarzaj:
- To jest młody człowiek. Nie nienawidzi, nikogo nie ocenia, nie wyśmiewa. Nie jest rasistą, homofonem i antysemitą. Nie rozróżnia jeszcze kolorów, tym bardziej nie dzieli ich na nadkolory i podkolory. Jest nietknięty. Niespaczony. Niezadeptany jak świeży śnieg. Nie zmieniaj w nim tego.”

Zachęcam do przeczytania obu tych książek, mam nadzieję, że będą dla Państwa pewnym wsparciem (szczególnie dla młodych rodziców). „Obudźmy w sobie dzieci, które zasnęły znudzone dorosłością.”